Ks. Jerzy Kołodziejczak urodził się 20 sierpnia 1942 roku w Skotnikach k. Zgierza w rodzinie robotniczo-chłopskiej. Dzieciństwo spędzał razem z jedyną siostrą, z którą mocno związany jest po dzień dzisiejszy. Po zakończeniu szkoły podstawowej w Łagiewnikach wybrał łódzkie liceum. Jednak już po pierwszym roku, dowiedziawszy się przypadkiem z audycji radiowej o wznowieniu działalności Niższego Seminarium Duchownego Ojców Franciszkanów w Niepokalanowie, przeniósł się do niego, by tam kontynuować naukę. Pytany czemu obrał taką drogę życiową, odpowiada, że całe życie jego rodzina związana była mocno z kościołem. Już jako mały chłopiec, często przesiadujący u wuja prowincjała zakonnego na kolanach, opowiadał jak zostanie kiedyś księdzem.
Po ukończeniu seminarium wstąpił 15 października 1958 roku do Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych (OFM Conv) w Gnieźnie, z którym związał większość życia. Śluby wieczyste złożył 28 listopada 1965 roku w Krakowie. Po ukończeniu seminarium teologicznego Ojców Franciszkanów w Krakowie, 24 czerwca 1967 roku przyjął z rąk bp. Juliana Groblickiego święcenia kapłańskie. Początkowo pracował jako katecheta, przez 13 lat był przełożonym klasztorów franciszkańskich w Wyszogrodzie nad Wisłą, Lublinie i Łodzi. Jako proboszcz parafii Matki Bożej Anielskiej w Łodzi pracował 6 lat. Na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie kształcił się w dziedzinie prawa kanonicznego.
Duszpasterstwo w dużej mierze łączył z prowadzeniem remontów i budów. Znany z uporu i ambicji za przysłowiowym gwoździem i cegłą przemierzał kraj, wypraszał i organizował środki na budowę zagranicą i ze strachem je przywoził. „Takie były ówczesne realia. Nie uśmiechaj się, że patrzysz na księdza „przemytnika”- mówi o sobie ks. Jerzy, wspominając trudne czasy.
Był także niewygodnym dla ówczesnych władz konspiratorem w PRL-owskim podziemiu. Powiązaniem z Solidarnością i umiejętnym wymykaniem się spod kontroli służby bezpieczeństwa naraził się wielokrotnie. Ryzykował także budując szopki i groby pańskie o głębokim patriotycznym przesłaniu. O jednym z grobów pańskich zbudowanych przez niego mówiła nawet zagraniczna rozgłośnia radiowa. Był to niezwykle symboliczny obraz celi więziennej, gdzie na głównej ścianie, za wygiętymi kratami okna stała Monstrancja. Tuż pod nią widniał wydrapany w murze napis Solidarność, możliwy do odczytania tylko częściowo. Przed ścianą klęczał wizerunek kobiety owiniętej polską flagą, na której widniał napis „i my zmartwychwstaniemy”. Tuż obok na pryczy więziennej leżała figura Jezusa Chrystusa. Wokół pełno świec, gruzu i biało-czerwonych kwiatów. Ten grób przyciągnął do jego parafii tłumy wiernych, służbę bezpieczeństwa również.
Mimo kłopotów, jakie miał w wyniku swej działalności, starał się pomagać w imię dobra ojczyzny i zwykłego Polaka patrioty. Wśród wielu akcji, jakie przeprowadził była także inicjatywa zbierania papierosów dla więźniów politycznych. Akcja przybrała ogromne rozmiary. Sam ksiądz nie spodziewał się takiego odzewu. O tamtych latach mówi: Udało się ocalić głowę, choć byłem na liście tych księży, których miano „załatwić”. Raz otrzymał ostrzeżenie – wygadał się funkcjonariusz służby bezpieczeństwa, w którym pozostały jeszcze resztki moralności. Drugim razem ledwo uszedł z życiem. Zamach na niego zaplanowano niedługo po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. Wyjechał w nocy z Warszawy do Lublina. Nie było ruchu na drodze. Było ciemno, po obu stronach drogi rosły wysokie drzewa. Gdy podjeżdżał pod wzniesienie nagle na jego drodze wyłonił się stos żelastwa, ułożonego w kierunku przeciwległego pasa ruchu, gdzie dokładnie w tym samym momencie wyjechał wielki samochód ciężarowy. Miał pod nim zginąć. To miał być wypadek. Ksiądz jednak uderzył w leżącą na drodze przeszkodę. Samochód wybiło do góry. Uszkodzonym autem odjechał za wzniesienie, by ocenić straty. Zmieniając koło zastanawiał się nad całym wydarzeniem. Zapalił papierosa. To był środek nocy. Panowała cisza. Nagle wyłonił się z niej dźwięk uderzającego o asfalt żelastwa. Wtedy dopiero zdał sobie sprawę, że „oni” tam są. Rozerwane podwozie i przedziurawiony na wysokości jednego metra cały bok pojazdu aż do tapicerki nie przeszkodziły mu by zawrócić i upewnić się co do swojej hipotezy. Po przeszkodzie, na którą najechał nie zostało nic. Były jedynie ślady kół na leśnej drodze, wiedział już skąd przyszli. Ich obecność w swoim życiu mógł odczuć wielokrotnie. Czasami, gdy jeździli za mną, nie ukrywali się specjalnie. Chcieli bym ich widział. Miałem wiedzieć, że jestem na oku. Pamiątką po tamtych latach jest dla niego odznaczenie z umotywowaniem: „w uznaniu zasług dla tworzenia zasad demokracji”.
Ksiądz Jerzy Kołodziejczak odznaczony został Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Otrzymał również Złoty Medal „Za zasługi dla pożarnictwa” oraz Złoty Znak Związku Ochotniczych Straży Pożarnych. Są to wyróżnienia przyznane za czasów, kiedy sprawował posługę jako pierwszy Kapelan Krajowy Strażaków. Został nim w 1991 roku – powołany przez Konferencję Episkopatu Polski. W latach 1986-1992 pełnił obowiązki proboszcza w parafii Matki Bożej Anielskiej w Łodzi. Pewnego dnia przyjechał do niego kolega z Warszawy i powiedział, że Ks. Prymas Glemp zwrócił się do Prowincjała Ojców Franciszkanów (przełożonego prowincji zakonnej) z prośbą o przedstawienie kandydata na krajowego duszpasterza strażaków. Jako że był związany z Ochotniczą Strażą Pożarną w Niepokalanowie podpowiedział koledze, że właśnie tam trzeba szukać kandydata. Dodał również, że będzie musiał zacząć działalność od kontaktów z Komendą Główną PSP, Związkiem OSP, zainteresować się szkołami pożarniczymi, poznać środowisko itd. I tu wpadł, bo słuchający go kolega uznał, że ma jakieś pomysły. Wskazywał nawet kandydatów dużo młodszych od siebie. Kolega jednak „przekablował” rozmowę prowincjałowi, a ten natychmiast przyjechał do Łodzi i powiedział mu, że wysyła Księdzu Prymasowi jego kandydaturę. Jedynie Ty wiesz jak się za to zabrać – usłyszał w uzasadnieniu. Jego pierwsza odpowiedź brzmiała: Nie! Co mam zostawić budowę w stanie surowym, na której pracowało kilkudziesięciu ludzi i moją ukochaną parafię? Rozmowę przemilczę. Dyskusji wielkiej nie było. Papier poszedł. Poszedł też i drugi z moją rezygnacją z proboszcza, ale ta została przyjęta dopiero po roku. Otrzymałem nominację na Kapelana Krajowego Strażaków.
Na początku maja 1991 r. zebrali się strażacy na Jasnej Górze w swej I Ogólnopolskiej Pielgrzymce w III Rzeczpospolitej. Wtedy to Ksiądz Prymas Glemp ogłosił: – Macie, Strażacy, swojego krajowego duszpasterza! Mundur strażaka ochotnika przyjął bardzo szybko, a rok później podczas II Pielgrzymki Strażaków na Jasną Górą otrzymał mundur i stopień starszego kapitana Państwowej Straży Pożarnej. O swojej posłudze w środowisku strażaków mówi: Cenię swą pracę. Powiem więcej i mniej skromnie: jestem dumny, że mogę nosić Wasz mundur. Żal mi trochę, że w swoim czasie nie podjąłem studiów (już jako kapelan) w Szkole Głównej Służby Pożarniczej. Przyczyną było lenistwo, a trochę strach, czy poradziłbym sobie po latach z przedmiotami ścisłymi, bo z matematyką i chemią rozstałem się wraz ze zdaniem matury.
Chrzest bojowy w akcji przeszedł podczas gaszenia pożaru lasów w Kuźni Raciborskiej w 1992 r. Zginęło tam dwóch strażaków. Byłem tam i widziałem poświęcenie tych ludzi. Starałem się być przy nich, udzielać im duchowego wsparcia. Niezmiernie trudna akcja i odwaga walczących z żywiołem wywarła na mnie ogromne wrażenie. Ks. Jerzy zawsze dużą wagę przywiązywał do roli kapelana: Kapelan musi być z ludźmi i dla ludzi. Często przesiadywałem na stanowisku kierowania w Komendzie Głównej PSP, by być na bieżąco w tym co się dzieje w kraju. Zawsze gdy pojawiałem się w miejscu akcji, to strażacy uspokajali się na widok koloratki. Mówili – jest ten co ma lepsze dojście „do góry”. Dużo rozmawiałem, rozmowa dawała ludziom spokój i poczucie bezpieczeństwa, a ja czułem, że wypełniam swoją misję. Często odwiedzałem też jednostki. Tam najlepiej wychwytywałem problemy służby. I tak właśnie powstawały struktury duszpasterstwa.
Strażaków integrował także poprzez organizację Ogólnopolskich Pielgrzymek Strażaków na Jasną Górę, a kapelanów poprzez coroczne, odbywające się w drugą niedzielę września Rekolekcje, podczas których miały miejsce konferencje duchowe i szkolenia typowo strażackie.
Przez 3 kadencje, jako Kapelan Krajowy Strażaków wspierał ICH duchowo wraz z kapelanami wojewódzkimi, diecezjalnymi, powiatowi i gminnymi. Towarzyszył strażakom w ich codziennym życiu, uczestnicząc w momentach, takich jak śluby, pogrzeby, święta kościelne i zawodowe, ale także podczas dyżurów w jednostkach, gdzie sprawował sakramenty pokuty. Do środowiska docierał także publikując w stałych rubrykach „Strażaka” i „Przeglądu Pożarniczego”, gdzie poprzez artykuły m.in. o właściwym umundurowaniu, zachowaniu strażaka oraz poszanowaniu sztandarów budował etos służby. W okresie Jego „rządów” i Jego inicjatywy powstała książka – „100 pytań do kapelanów straży pożarnej” pod redakcją Macieja Schroedera ciesząca się do dziś wielkim zainteresowaniem.
Po 15 latach sprawowania tej funkcji troską duszpasterską objął szkoły pożarnicze. Szczególnie zapamiętane przez strażaków zostały msze polowe odprawiane przez księdza w Puszczy Kampinoskiej. Wyjątkowa atmosfera tych spotkań sprawiała, że adepci szkół chętnie w nich uczestniczyli, i mocno angażowali się w budowę ołtarzy polowych.
W lutym 2008 roku ks. Jerzy Kołodziejczak odszedł na emeryturę. Był rezydentem w Parafii Św. Łukasza Ewangelisty i Św. Floriana Męczennika w Łodzi przy ulicy Strycharskiej 22. Proboszczem tej parafii jest ks. bryg. Henryk Betlej Wojewódzki Kapelan Strażaków i przyjaciel śp. ks. Jerzego.
O ogromnym zamiłowaniu do służby strażackiej świadczą zbiory różnego rodzaju sprzętu strażackiego zgromadzone w rodzinnym domu Księdza w Łagiewnikach. Przez lata znalazło tu swoje miejsce wiele cennych historycznie i sentymentalnie przedmiotów, które stanowią swego rodzaju podróż przez życie księdza kapelana. Są wśród nich medale, pamiątki z uroczystości, podziękowania, literatura z XVII wieku, pompy strażackie, figury św. Floriana i wiele innych cennych rzeczy, które ksiądz zamierza przekazać Wielkopolskiemu Muzeum Pożarnictwa w Rakoniewicach.
Mimo, że Ks. Jerzy był na emeryturze, to cały czas czynnie uczestniczył w życiu strażackiego środowiska. Wspomagał kapelana wojewódzkiego w posłudze duszpasterskiej nad strażakami regionu łódzkiego. Niedawno, bo 24 czerwca br. obchodził niezwykły jubileusz 45-lecia posługi kapłańskiej i 70-lecia urodzin jednocześnie. Z tej okazji w Kościele św. Antoniego w Łagiewnikach odbyła się uroczysta Msza Św. Licznie przybyli goście składali podziękowania za oddanie się w pełni służbie strażakom i parafianom. Za posługę duszpasterską podziękowało także Łódzkie Bractwo Kurkowe, którego ks. Jerzy był kapelanem od 2008 roku, powołany dekretem Arcybiskupa Łódzkiego Władysława Ziółka.
O Księdzu Jerzym Kołodziejczaku nie mówi się inaczej jak o osobie otwartej i szczerej. Ze spotkań z nim strażacy wynosili zawsze wiele energii i ukojenia jednocześnie. Przez całe swoje życie kierował się dewizą avdaces fortuna juvat tzn. śmiałym los sprzyja.
Odszedł od nas 22 października 2020 roku. Uroczystości pogrzebowe śp. ks. st. bryg. w st. spocz. Jerzego Kołodziejczaka odbyły się 7 listopada 2020 r. w Sanktuarium Św. Antoniego Padewskiego w Łodzi Łagiewnikach. Pochowany został na tutejszym łagiewnickim cmentarzu.